piątek, 31 października 2014

Pomieszanie z poplątaniem, czyli o wychodzeniu na pole

Magicowi już wszystko się pomieszało. Wczoraj wyszedł na pole.  Nikogo w domu nie było. Przychodzę do domu, kota nie ma. Dzwonię. Babcia mówi, że go wypuściła 3 godziny temu. Ok, myślę, pewnie jak go zawołam, to zaraz przyjdzie. Wychodzę i wołam.
I wołam.
I wołam.
I wołam.
I NIC.
Już nieźle zestresowana wyciągam klucze - tajną broń, na którą zawsze przychodził. No więc dzwonieę tymi kluczami.
I dzwonię.
Dzwonię.
Dzwonię...
Obeszłam:
  1.  blok
  2.  ogródki przy naszym bloku
  3.  ogródki przy bloku naprzeciwko nas
  4.  poszłam na drugą stronę ulicy (mógł pobiec za Duo)
Ok, nie ma żartów, dzwonię po mamę. Przyjdzie za 20 minut. Do tego czasu sprawdzam jeszcze pod samochodami i wołam do okienek piwnicznych. Mama przyszła, więc:
  1.  poszłyśmy do szkoły (tam też mieszkają koty, za którymi mógłby pobiec)
  2. obeszłyśmy blok naprzeciwko nas
  3.  wszystko, co w punktach 1. , 2. , 3. , 4. (u góry) 
Już całkiem pewne, że nie wróci, idziemy do domu. I nagle patrzę. Nie, mam oczopląsy. NIE! Ten kot, który ot, tak sobie siedzi w piaskownicy to MAGIC!!! Myślałam, że go zamorduję. Wzięłam go za fraki (albo frak ) i zaniosłam do domu.

A dzisiaj sytuacja się powtórzyła. Też był od 12. do 16. Co podejrzewamy? Są dwa wyjścia: albo spał w jakiejś piwnicy, albo zakopał się w jakiś krzakach i też spał. Wczoraj jeszcze myślałam, że zakotwiczył się u Ryśka, ale dziś - specjalnie sprawdzałam - balkon i okno były zamknięte. Więc pozostaje zagadką, gdzie się szlaja Mój Kot...  Nie ma za to wątpliwości, że coś mu się pomieszało: w domu szaleje, a na polu ŚPI.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz