Pazurem pisane

17.10.14r.
Hurra!!! W końcu inne koty!!! Już miałem dość Czarnego: ja robię WSZYSTKO, żeby zachęcić go do zabawy, tj. ciągnę go za ogon, szarpię za futro, skaczę na niego z pazurami... A on nic! Leży sobie i zamyka te swoje żółte oczy... W końcu nie wytrzymałem i naprawdę mocno ogryzłem go w ogon. U moich sióstr działało to zawsze bez zarzutu! Zaczynała się pogoń albo zapasy... A tu! Phi! 
FUCZY na mnie ten bezczelny kocur!!!!!
O nie! Tego już za wiele! Nie dość tego, że tracę czas i dotrzymuję mu towarzystwa, to jeszcze on ośmiela się FUCZEĆ na mnie!!!!!! No więc łaski bez, odwróciłem się i wąchaj teraz mój ogon!!! Żegnaj, Czarny Kocie, witaj, Wielki Świecie! 
Dobra, dosyć już. Przejdźmy do sedna. Następnego dnia powłóczyłem się tu i ówdzie. I zdecydowałem się pójść trochę dalej.
Rozglądam się, rozglądam. Widzę Ryśka. Mądry kot, ale trochę dziwny. Widzi, z kim ma do czynienia i zaraz jak mnie zobaczy, ucieka. To taki buras ze skarpetkami. 
No ale wracając, widzę Ryśka. Nic nowego. Zieeeewam. Chyba mam oczopląsy, bo Ryśki się rozdwoiły! Ale nie! To INNY KOT! Jahu! No i biegnę do niego, a on uprzejmy, miły, przyjacielski, i, co najważniejsze, chętny do zabawy! Aha. To taki biały kot z burymi wstawkami. No więc bawimy się razem, biegamy, aż tu przychodzi JESZCZE JEDEN KOT! Nie, to sen, pomyślałem. Ale nie. To nie sen. Otaczają mnie DWA KOTY chętne do zabawy. Ten drugi to Duo. Biały kot z czarnymi wstawkami. Mieszka po drugiej stronie ulicy. Też uprzejmy, przedstawiliśmy się, a potem już tylko berki, pogonie, gonitwy, bieganie... 
Byłem tak rozkojarzony, że nie usłyszałem wołania Pańci. Ale nie chciałem jeszcze wracać do domu! Więc nie przychodziłem. Aż w końcu Pańcia zaczęła dzwonić dzwonidełkami (kluczami) i to wypłoszyło Duo i Mixa!(Mix wcale tak się nie nazywa. Wymyśliłam to imię. Nie wiem, jak się naprawdę nazywa. Może to jakaś przybłęda? Może nie ma imienia? Nie wiem.)  No więc pobiegłem za nimi i wołałem, żeby zostały, ale one były już hen, hen daleko. Super - pomyślałem - wypłoszyła moich kolegów! Za to nie dam się złapać!
Ale mnie i tak capnęła. Eh... Z Pańciami zawsze tak jest... No ale czasami się do czegoś przydają: do wypuszczania na pole, karmienia, ciumkania... 


http://www.hazelnet.org/icon/animals/pawprints.gif

7.10.14r.
Czasami go nie ma. Ale gdy jest, bawimy się wprost wyśmienicie! Ja go ciągnę za ogon, a on przymyka oczy. Na imię ma Czarny Kot. A ja mam na imię Magic, ale to już chyba wiecie. Pańcia niezbyt lubi mnie wypuszczać. Zupełnie nie wiem czemu... No cóż, zdarzyła mi się jedna wpadka (mój inny blog - ocelotka444.mojezwierzaki.pl, wpis ''Łapą pisane, czyli pamiętniki mojego kota'' kategoria Magic i Łapą pisane) ale to wszystko! Teraz nie jestem już taki głupi, żeby pomylić klatki... No w każdym razie Czarny Kot jest czarny (nie, wiesz co, CZARNY Kot może być tylko i wyłącznie biały!) I ma takie śmiesznie oklapnięte uszki! Zupełnie jak mój cioteczny prapraprapradziadek od strony drugiego męża babci Pusi... Czyli Szkocki Kot Zwisłouchy! 
To Szkocki Kot Zwisłouchy:


A to jest Czarny Kot:


 Uderzające podobieństwo, prawda? I ma chyba ze 100 lat. I nie chce chodzić za daleko. Szkoda. Ale lepsze to niż nic... Nie jestem w stanie określić, czy Pańcia go lubi,ale mnie to średnio obchodzi. Ważne, że jednak mnie wypuszcza do Czarnego Kota!


http://www.hazelnet.org/icon/animals/pawprints.gif 

1 komentarz: